Menu główne:
Po całym dniu spowiedzi w Oziornoje około godziny 21.00 wróciliśmy z o. Stefanem do klasztoru. Byliśmy wdzięczni Bogu za szczęśliwa drogę, bo na stepie różnie bywa, choć i tak raz bardzo mocno zarzuciło nasz samochód i wpadliśmy w mały poślizg. Mniej szczęścia tej nocy mieli Redemptoryści z Pietropawłowska, którzy wracając ze spowiedzi przebili 2 koła i ... stanęli w stepie na dobre...
Do nas zatelefonował ksiądz z parafii którego zakonnicy wracali, byli bowiem około 35 km od naszej Tajynszy. Ruszyliśmy zatem z odsieczą... Najpierw zbudziliśmy jednego z naszych drogich sąsiadów -
W skrócie przebieg wydarzeń był następujący: na stepie chcieliśmy przełożyć koła od naszej Toyoty do Skody redemptorystów, no i już wiemy, ze nasze nie pasują bo są mniejsze, wiec korzystając z pomocy lokalnego dzielnicowego spróbowaliśmy jeszcze przełożyć z mercedesa od kogoś z pobliskiej wsi i tym razem okazało się ze to koło było za duże, zatem trzeba było wracać do Tayjnszy i tam w środku nocy otwierać warsztat wulkamnizacyjny, przypomnieć sobie gdzie leży młotek, żeby wyklepać wygięte felgi i wracać na step.
W miedzy czasie udało się tylko zalać do termosu herbatę, która rozgrzała trochę o. Krzyśka, któremu dane było tej nocy spędzić jakieś 3 i pól godziny na stepie, pilnując samochodu. Krótko mówiąc około 3 w nocy obaj ojcowie z zakonu Redemptorystów mogli szykować się do snu tyle że w naszym domu, nie było bowiem sensu ruszać im dalej w drogę do siebie (jeszcze około 150 km) na świeżo naprawionych kołach.
Cóż z opresji wyszli zwycięsko a i przy tej okazji potwierdziło się stare przysłowie, które przypomniał o. Krzysztof wsiadając kolejnego dnia do samochodu: "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...".