Kim jestem? - Zgromadzenie Księży Marianów - Tajynsza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Kim jestem?

... > Wspomnienia


Mogę odnieść siebie do drugiego albo nawet do trzeciego pokolenia ludzi, którzy odczuli na sobie, pośrednio albo bezpośrednio, skutki deportacji Polaków do Kazachstanu.

Urodziłem się w 1945 roku w rodzinie rosyjskiego nauczyciela i polskiej zesłanki. Ojciec - Borys Fiodorowicz Wan pochodził z regionu Krasnodarskiego, znajdującego się na Kubanii. Trafił do Kazachstanu w czasie wojny, po ewakuacji. W tym czasie Kubania była okupowana przez wojska niemieckie. Według paszportu mój ojciec był Rosjaninem, jego narodowość zapisano po matce, tj. mojej babci, a dziadek był Austriakiem, stąd nie całkiem zrozumiałe (nie rosyjskie) moje nazwisko. To nazwisko nie jest też austriackie. Ta historia wyglądała tak: kiedy odtwarzano zaginione dokumenty dziadka, na podstawie jego własnych słów (pełne jego nazwisko brzmiało: Teodor van Schliessel), urzędnik radziecki zapisał zamiast Teodor - Fiodor, a z niezrozumiałego dla niego nazwiska zostawił tylko - Wan. I według tego mój ojciec otrzymał po dziadku nazwisko - Borys Fiodorowicz Wan. Ale historia moich przodków po linii ojca to nie główny temat niniejszego artykułu i nie o tym będzie mowa.

Matka Longina Edmundowna Feter, według wszelkich rozgałęzień swojego drzewa genealogicznego była Polką. Urodziła się na Ukrainie, w obwodzie żytomierskim i, jak wielu innych Polaków z tego rejonu, w 1936 roku była deportowana do Kazachstanu, gdzie poznała mojego ojca.

Ja urodziłem się w wiosce Zielony Gaj, która już wtedy miała swoją obecną nazwę, a w czasie kiedy przy-jechali pierwsi zesłańcy, na mapie Kazachstanu była oznaczona nieoficjalnie, uniżająco, jako toczka nr 11. Przez to, że byłem dzieckiem z mieszanego małżeństwa Rosjanina i Polki, a w dokumentach byłem zapisany po ojcu, jako Rosjanin, to mnie osobiście i mojego ojca bezpośrednio nie dotknęły te represje, którym byli poddani polscy zesłańcy, czego nie można powiedzieć o rodzinie mojej matki.

W mojej pamięci, wyraźnie jak na zdjęciu, pozostał jeden epizod: kiedy moja mama musiała, nie pamiętam już z jakich powodów, przejść z Zielonego Gaju do Daszki-Nikołajewki (wioski te znajdują się w odległości 4 km od siebie) i nie miała na to specjalnej przepustki z komendantury. W czasie tego przejścia została zatrzymana przez komendanta, który, kipiąc ze złości, machał jej przed twarzą pistoletem, grożąc karą za naruszenie warunków, według których można było poruszać się między wioskami. Siłą wyrwał mnie z jej rąk i aresztował ją, a mi dał dobrego “kopniaka” i wysłał z powrotem do domu. Miałem wtedy 3 albo 4 lata. Ale to wydarzenie tak wryło się w moją pamięć, że teraz widzę to tak samo, jak wtedy. Tylko dzięki staraniom mojego ojca, niedługo po tym moją matkę oswobodzono na podstawie jakiegoś jej pisemnego wyjaśnienia. Po jakimś czasie ojciec ciężko zachorował na płuca, a surowy klimat Kazachstanu miał zły wpływ na jego leczenie i wyzdrowienie, wobec tego musiał wyjeżdżać do swojej ojczyzny, rozłączając się na długo z moją mamą, a swoją żoną, albowiem ona nie miała prawa przemieszczać się po terytorium Kazachstanu, a tym bardziej po terytorium Związku Radzieckiego. Tak było w przeciągu wielu lat, kiedy ja jeździłem razem z ojcem, zaczynając naukę w jednej klasie w Kazachstanie, a kończąc tą klasę w Rosji.

I na odwrót. Jednym słowem w rodzinie miały miejsce częste i długie rozłąki. Ojciec pisał w tej sprawie do różnych instancji, ale odpowiedzi albo były odmowne, albo ich nie było wcale. Pewnego razu, w skrajnej rozpaczy, napisał list do samego Stalina, pełen wątpliwości, myśląc: albo jego sprawa się rozwiąże, albo aresztuje go NKWD. Nikt nie wie czy list doszedł do Stalina, a po roku zniesiono status zesłańca, to znaczyło, że wszyscy (w tym i przesiedleńcy) mogli przemieszczać się po terytorium Kazachstanu, a w jakiś czas potem po terytorium całego Związku Radzieckiego i nasza rodzina mogła wyjechać i mieszkać w Rosji. Ale w wyniku przynależności narodowej mojej mamy, ona przecież była Polką, kontakty z rodziną ojca nie układały się dobrze i ojciec, matka i ja znowu wróciliśmy do Kazachstanu, gdzie i oni (moi rodzice) są pochowani, na cmentarzu czkałowskim, w tym kraju, który stał się dla nich przybraną ojczyzną, a dla mnie był ojczyzną.

Ale to wszystko przedhistoria. A ja sam czasami zadaję sobie pytanie:”Kim jestem?”. Czy jestem Polakiem rosyjskiego pochodzenia? Czy Rosjaninem austriackiego pochodzenia? Ponieważ w moich żyłach płynie krew jednego, drugiego i trzeciego narodu. W paszporcie jestem zapisany jako Polak i mam prawo uważać siebie za Polaka, ponieważ urodziłem się, wychowałem, mieszkałem i wyrosłem głównie wśród Polaków i w duszy nim jestem, nie patrząc na swój “obszerny rozrzut genów”, a za ojczyznę uważam Kazachstan, bo tu się urodziłem.

Dla samego siebie wyprowadziłem taką formułę: jestem obywatelem Kazachstanu, polskiego pochodzenia i tutaj istnieją wszelkie warunki dla mnie, żebym mógł czuć się Polakiem, jak nauczanie i posługiwanie się językiem, kulturą, wyznaniem swojej religii, i przy tym nie umniejszam tego, co mam w sobie rosyjskiego, które jest mi bliższe, czy austriackiego, co bardziej odległe.

Myślę, że najważniejsze to być po prostu człowiekiem, ponieważ wszyscy ludzie są stworzeniami Bożymi i nie może być na świecie złej czy dobrej nacji. Są źli albo dobrzy ludzie. Tych ostatnich więcej!

Aleksander Wan
Przedruk za: Głos Polski, Nr 19 (kwiecień - maj - czerwiec 2007)

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego